Dziw bierze, że miesiąc, który właśnie dobiega końca, nie nazywa się po naszemu cierpień.
Jeszcze dziwniejsze, że nie nazywa się tak żaden polski miesiąc. Ani tym bardziej wszystkie.
Dziw bierze, że miesiąc, który właśnie dobiega końca, nie nazywa się po naszemu cierpień.
Jeszcze dziwniejsze, że nie nazywa się tak żaden polski miesiąc. Ani tym bardziej wszystkie.
Pieniądze szczęścia nie dają.
Dają tylko pyrrusowe zwycięstwo w wyborach.
Moda jest cykliczno-nostalgiczna.
Za trzydzieści lat hipsterzy będą się przebierać w covidowe maseczki.
Straciliśmy bramkarza. Na rzecz nikotynowego nałogu.
W każdej innej bramce mógłby popalać sobie pomiędzy akcjami. Lecz nie w naszej, gdzie obrona Częstochowy trwa pełne dziewięćdziesiąt minut plus dodatkowa żarliwa modlitwa o cud przez całą przerwę.
Po co w ogóle gadać z tymi młodymi, skoro i tak są na wyginięciu?
U nas, jako i w całej Europie, przetrwają tylko emeryci.
Patriota chwilowo ukrywający się w kraju, który nie istnieje, dzielnie odszczekuje się swoim prześladowcom:
Pokażcie ów tajemniczy jedenasty punkt harcerskiego prawa, gdzie zapisano, że harcerz nie kradnie pół miliarda złotych!
Gdyby w porę - tak ze dwieście lat temu - odziać naszych np. świniopasów w dżinsowe portki i kapelusze, posadzić na koniach i uzbroić w pukawki, mielibyśmy teraz odpowiednie tradycję oraz gotową ikonografię, żeby kręcić popularne w świecie seriale z rodzimą wersją Kevina Costnera w obsadzie.
Podróżowanie komunikacją miejską jest bardzo niebezpieczne, bo czekając na autobus, pasażer musi przez pewien czas pozostawać w bezpośrednim sąsiedztwie jezdni.
A nieruchomy cel jest zawsze łatwiejszy do trafienia.
Dziwne jest nie to, że rodzic na wakacjach morduje własne dziecko...
...dziwne, że zdarza się to tak rzadko!
Ruscy sabotażyści zatopili nam pół stolicy.
Na szczęście ich modlitwy o deszcz przyniosły skutek dopiero z pewnym opóźnieniem. Pięć dni wcześniej na ulicach zatonęłyby nie autobusy, a wszystkie nasze czołgi i armaty.
Musi być, że najświętsza panienka znów stanęła po słusznej stronie!
W Ameryce już trzydzieści lat temu mieli taki film, że wnerwiony facet wysiada z rozgrzanego auta na środku autostrady i piechotą rusza w nieznane.
Wygląda na to, że właśnie dogoniliśmy Zachód i Polaka (a nawet Polkę!) też wreszcie stać na to, by ot tak, na poboczu, porzucić samochód.
Wraz z całą resztą niesatysfakcjonującego życia.
Kampania Republikanów w ślepej uliczce.
Być może, żeby wrócić na właściwe tory, kandydat będzie musiał dać sobie odstrzelić drugie ucho.
Jeszcze się taki Lennon nie narodził, co by potrafił wyśnić prawdziwie harmonijny świat - bez psów w mieście.
W ramach kompromisu - my was zepchniemy do morza, wy nas do rzeki.
Piasek będzie musiał jakoś poradzić sobie sam.
Ukraińcy na tym sprzęcie doszliby pod Kursk, a nasi wojacy potrafią jedynie najechać własną stolicę, by w huku promenować jej bulwarami.
Ponoć Pan Prezes nakupił wyborczej kiełbasy za sto miliardów. A i tak przegrał.
Czyli albo kiełbasa była niezjadliwa.
Albo sam Prezes nie do przełknięcia nawet z musztardą i keczupem.
Żeby poczciwym cywilom znów nie zablokować miasta, proponuje się nadchodzącą wojskową paradę puścić wzdłuż budowy tramwaju widmo.
I tak nikt tamtędy nie jeździ, a na dodatek krajobraz bardziej przypomina wojnę niż pokój.
Jak patrzeć z wystarczająco daleka (i koniecznie przez życzliwe media), okazuje się, że u takich Demokratów w Ameryce kandydat lepszy, goni wice-kandydata jeszcze lepszego.
Czy to naprawdę możliwe, żeby przez wszystkie te lata jeden dziadziuś przesłaniał nam owych zbawców - wszystkich naraz i każdego z osobna?
Złoto jest.
Ale czy to aby na pewno honorowo, by w zawodach pań startował Mirosław?
Gdyby tak wreszcie przymknąć pana Antoniego, zaraz następnego dnia zadzwonią z Kremla z propozycją dowolnej wymarzonej przez nas wymiany.
Swoich zdemaskowanych szpionów Ruskie zawsze wolały trzymać u siebie.
Najwięcej flag Izraela szyje się tradycyjnie w Iranie.
Żeby było czym rozpalać uliczną atmosferę w miesiącach bardziej lub mniej chłodnych.
Pierwszy tydzień Igrzysk bezapelacyjnie zdominował red. Babiarz.
Który już chyba samym nazwiskiem uwłacza wszelkim postępowcom.
Może już czas, by jacyś podstarzali aktywiści przykleili się do jezdni i chodników prowadzących na Stadion Narodowy?
W zbożnej intencji ocalenia przenajświętszej ciszy. Dla tych, co jeszcze od dochodzących stamtąd dysonansów nie ogłuchli i nie oszaleli.
To nie sierpniowych syren wycie...
...to tylko pisk fanek amerykańskiej piosenkarki o dziwnym imieniu.