Naród w niemym zawieszeniu:
jakież to woskowe figury ulały się wczoraj panu Andrzejowi w ramach dorocznej wróżby?
Naród w niemym zawieszeniu:
jakież to woskowe figury ulały się wczoraj panu Andrzejowi w ramach dorocznej wróżby?
W sierpniu to do powstania każdy chętnie pójdzie, ale zrobić powstanie (albo cokolwiek innego) w listopadzie - to dopiero sztuka!
Religijne uniesienia w jednym tylko przypadku bywają estetycznie akceptowalne:
kiedy czarna kobieta zwraca się pieśnią do Boga zupełnie tak, jak gdyby ten miał się zaraz przed nią zmaterializować pod postacią dorodnego czarnego mężczyzny.
Sport wymyślony jako kara dla polskiego kibica, zmuszonego ekscytować się tym, jak kolejni niedożywieni młodzieńcy, odmrażając zadki, spadają z drugiego piętra na lód.
Więcej niż piwo, mniej niż wino.
Choć w banialuki o rządzie pana Mateusza nie szło by uwierzyć nawet po spirytusie.
Po ukrzyżowaniu portfela w ramach serii boleściwych stacji promocyjnych...
...w sobotę warto udać się z koszyczkiem w celu święcenia skrywających się po kieszeniach drobniaków: niechaj na powrót się mnożą!
Dla szarych mas sztuczna inteligencja pozostaje prawie tak samo nieprzenikniona...
...jak ruchy biznesowe wokół wyciśnięcia z niej fontanny dolarów.
Skoro już taka świąteczna promocja na wymianę zakładników, to może by i pan Prezes pana Andrzeja uwolnił od sztokholmskiego syndromu?
Najdziwniejsze że dobrych Polaków (a są jacyś inni?) będą teraz tropić i śledzić...
...gestapowcy posługujący się lepszą polszczyzną od przesłuchiwanych przez siebie narodowych bohaterów.
Niegdyś - sprytny i piękny. Zwłaszcza półnago nad walizką cudzego szmalu.
Dziś - ledwie nieledwie moralny autorytet.
Oto co uczyni z mężczyzną wyprodukowanie czwórki dzieci!
W Polsce szkoli się przeważnie brzydkich aktorów (zwanych dla niepoznaki charakterystycznymi), bo do zagrania są głównie brzydcy ludzie.
Dla podniesienia wagi (oraz atrakcyjności) eksperymentu, próbne marsjańskie rakiety - te które rozpadają się z hukiem gdzieś w pobliżu skraju atmosfery - powinny być obsadzane przez doborowe załogi.
Kandydatów najlepiej zaś wyłonić w teleturnieju...
Najgorzej, gdy na wojnie ginie żołnierz. Latami karmiony, odziewany i przyuczany do zawodu, jakiego nikt przy zdrowych zmysłach nie chciałby wykonywać.
Lepiej, kiedy zbłąkana kula trafia niemowlaka, w którego nikt nie zdążył jeszcze prawdziwych zasobów zainwestować. Na dodatek kompletnie nieprzydatnego na polu walki.
Chiński Puchatek uśmiechnięty od ucha do ucha...
Inaczej by się sprawy miały, gdyby na spotkanie imperatorów wyszedł mu nie prezydent-mumia, a najprawdziwszy kowboj.
Albo przynajmniej aktor, co to najprawdziwszych kowbojów w młodości grywał.
Śnił grzeczny Szymek, że idzie na marszałka, a zbudził się jako kapral - wśród onuc takich i owakich.
Kto widział choć jeden gangsterski film, rozumie fatalną niedogodność mafijnych rozliczeń: konkurencyjną rodzinę eliminować trzeba ze starannością i konsekwencją - począwszy od głowy wszystkich głów, na nienarodzonym wnuku kończąc.
W przypadku bowiem jakiegokolwiek przeoczenia późny potomek dorośnie, by pewnego dnia samemu zacząć rozliczać...
A gdyby tak wszystkich tych brzuchaczy-krzykaczy, swojskich a poczciwych, skoszarować w jednym miejscu?
Powiedzmy - na Węgrzech: bez dostępu do morza, ale za to z gulaszem i ciężkim winem, gdzie bez większej szkody dla reszty kontynentu mogliby się puszyć, aż do nieuchronnego wymarcia.
Z tą niepodległością musi nam być cholernie nie do twarzy, skoro wszystkie złowieszcze siły zewnętrzne i wewnętrzne uparły się na Polski anihilację.
By nie antagonizować rywalizujących sojuszników, w umowie spisano krótko:
Róbmy tak, żeby wszystko, wszędzie i już na zawsze było dobrze, a nie źle.
Nawet największa katastrofa nie ma najmniejszego znaczenia, póki wśród ofiar brakuje Polaków.
A może wystarczy Gazańczyk z polskim paszportem? Tylko jak dobrze musi gadać po naszemu?
Po amerykańsku nawet polityczna fikcja nosi dostojne a niepokojące miano "Domu z kart".
Co w tłumaczeniu na polską rzeczywistość zaraz obraca się w farsę pt. "Domek z nart".
Wojować z Ruskimi, to jak grać w nogę z Niemcami. Tymi prawdziwymi, sprzed lat.
Bez względu na przebieg spotkania - zwycięzca zawsze ten sam.
Palenie książek na stosie może i jest malownicze, ale mało skuteczne.
Jakoś żaden z dziesięciorga koalicjantów nie próbuje wynegocjować dla siebie ministerstwa zdrowia.
A przyszłe respiratory same się przecież nie kupią...
Zakopujemy zmarłych głęboko i przykrywamy ciężkim kamieniem, żeby nie przeszkadzali w naszych współczesnych bezeceństwach.