Mówi się, że za kilka lat większość z nas będzie pracować w zawodach, które nie mają jeszcze nazwy. Bo póki co nawet nie istnieją.
O samą robotę martwić się nie trzeba - na pewno zdążą coś wymyśleć. Gorzej może być z wynagrodzeniem.
Mówi się, że za kilka lat większość z nas będzie pracować w zawodach, które nie mają jeszcze nazwy. Bo póki co nawet nie istnieją.
O samą robotę martwić się nie trzeba - na pewno zdążą coś wymyśleć. Gorzej może być z wynagrodzeniem.
W loterii szczepionkowej nagrodą główną i jedyną - ale za to dla wszystkich uczestników - powinna być możliwość oddania głosu w przyszłych wyborach.
Na samą myśl, że to tamci drudzy wybiorą mu władzę, nawet największy sceptyk wnet z podwiniętym rękawem pobiegłby do kolejki.
Momentami hamletyzuje ponad miarę, ale kiedy w końcu przesiądzie się na nową łódkę, możemy mieć pewność, że okręt, którym podróżował dotychczas, zatonie.
Świeżo odzyskana podmiotowość krajowej lewicy ufundowana jest głównie na popularności przezwiska naszego jedynego piłkarza.
Panie i panowie puszą się więc przed Sejmem, jakby to oni kolegialnie wbili czterdzieści jeden goli w lidze.
Tymczasem znani są raczej ze strzelania samobójów...
Być może wkrótce także i nasi opozycjoniści, planując urlop w ciepłych krajach, będą musieli brać pod uwagę, że wylądują w okolicach... Berezy Kartuskiej.
Od września trzech tylko rzeczy nauczą się dzieci w szkole: jak się modlić, jak żyć w rodzinie i dlaczego historia Polski jest tak bardzo osobna od historii całej nieistotnej reszty Europy i świata.
W funkcji wiśni na torcie minister zapowiedział także, że już we wtorki kursanci mogą spodziewać się odpytywania z dziejów najnowszych, które jego koledzy partyjni złotymi zgłoskami raczą zapisać w dany poniedziałek.
Jak się ma Morze Śródziemne, to i dietę można mieć śródziemnomorską.
Świat cały to tylko wielka piaskownica wydana we władanie uzbrojonym w łopatki Polakom.
Dlatego nikt nie zabroni nam zrobić pod sąsiadem takiego podkopu, żeby mu w kranach woda wyschła.
Mówi tak pięknie, że wkrótce dołączą do niego wszyscy.
No, może poza Prezesem Polski, który przecież nie będzie czekał na rok 2050., kiedy to ugrupowanie pana Szymka ma w planach przejęcie władzy.
Tyle szumu wokół jednego wirusa, tymczasem zupełnie inne epidemie mogą za chwilę zachwiać dobrostanem narodu: skoro ptasia grypa przetrzebi kurczaki, a afrykański pomór powali świnie, Polak skończy jako wątły wegetarianin!
O ile kogoś takiego w ogóle można jeszcze nazwać Polakiem...
Kiedy już wszystkie telewizje świata połączą się z wszystkimi innymi telewizjami świata, nadejdzie czas.
Czas, by do gry wkroczył prezes pcimski i wykupił je dla swojego pana.
Tylko czy starczy mu na to paliwa?
Trwa wyścig: kto zdąży odejść sam, a kogo z hukiem wyrzucą.
Bo wyrzucony, niestety, musi natychmiast honorowo walczyć o przywrócenie na łono.
By w razie sukcesu (będącego porażką, gdyż przecież chciał odejść!) podpisać frakcyjny list.
Modląc się, że w jego efekcie dojdzie do rozpadu ugrupowania macierzystego.
W tym na lepszą połówkę - tę, co dziedziczy dostęp do konta, ale już nie zużyty wizerunek.
Dzięki czemu będzie można wejść w koalicję z kimś naprawdę nieumoczonym.
Bowiem tylko tam, gdzie tzw. efekt świeżości, prywata wcale nie rzuca się w oczy.
Każdy ma swoje piętnaście minut. Wybrańcy - nawet dwa razy.
Najpierw przechodząc do legendy i anegdoty bankietowaniem dzikim, malowniczym a niepowtarzalnym.
Potem zaś jako najdzielniejsi herosi odwyku i ambasadorzy abstynencji, zawstydzający prostaczków pewnym nawigowaniem po emocjach i zdrową ekspresją niepowtarzalnej osobowości.
A po każdej udanej kontroli pan Marian odpoczywa w pokojach na godziny.
Na dłuższe wytchnienie po prostu brak czasu.
Odkąd zarządzaniem ojczyzną zajął się gang Olsena, robota się nigdy nie kończy.
Chyba trzeba powoli wymyślać alternatywne zastosowania dla zalegających w magazynach szczepionek.
Kąpiele relaksacyjne w nich? Picie bruderszafta nimi?
A może picie bruderszafta nimi w kąpieli w nich?
W końcu tyle tego tematu się marnuje, a przechowywanie kosztowne...
Czas chyba ujawnić, że polski mistrz kamuflażu po tym, jak w przebraniu oficera Abwehry rozmontował Trzecią Rzeszę, raz jeszcze wpłynął na losy świata.
W latach dziewięćdziesiątych, zapewniając koszykówce globalną popularność.
Oczywiście nie obyło się bez poświęceń - rola wymagała przybrania na wzroście oraz śniadości. A i wydźwięk samej misji nie był już tak jednoznaczny jak dawniej...
Tak czy inaczej: J-23 znowu nadawał. Czy aby ostatni już raz?
Niespokojnie w Jerozolimie.
No, ale wyobraźmy sobie, co by się działo, gdyby to w Warszawie stolicę mieli nie tylko Polacy, ale jeszcze jacyś drudzy.
Z twarzy, a także upodobań kulinarnych, do pierwszych nawet dosyć podobni, lecz o kompletnie innych zapatrywaniach na sprawy kluczowe.
Począwszy od alkoholu...
Problem z majem polega na tym, że pogoda zbyt ładna, więc spod ziemi gremialnie wypełzają Polacy.
Czyniąc sztuczny tłok w każdym z miejsc godnych uwagi.
Aż nie wiadomo już co gorsze - zbłocony listopad, czy zadeptana wiosna?
Hotele otwarte.
Znów możemy rzucić się w wir bezsensownych poszukiwań miejsca, gdzie akurat nas nie ma.
Możecie nie uznawać nas za sędziów.
My nie uznajemy was za ludzi.
Na to trzeba urodzić się Polakiem, sortu właściwego.
Heroiczna emancypacja przystawek postępuje: do klasycznego już niecieszenia się z głosowania dochodzi obecnie nowy piorunujący środek wyrazu - samozesłanie do oślej ławy poselskiej.
Byle tylko od tych wygibasów nie wypaść któregoś razu poza parlament...
Nie dajmy zwieść się pięknym słówkom: tzw. turystyka aborcyjna to w istocie mordowanie Polaków obcymi rękoma na obcej ziemi. Drugi (albo nawet jeszcze kolejny) Katyń.
Próbował i próbował, ale w obecnym tempie rozdać całego majątku przed śmiercią by nie zdołał.
Na szczęście po to wymyślono rozwody, żeby mężczyzna mógł zbiednieć skutecznie a gwałtownie.
Dzięki żonie - wkrótce już byłej - konanie w nędzy znów znalazło się w orbicie możliwości naszego drogiego Billa!
Od samego początku należało sprawę postawić zupełnie inaczej: w imię lokalnych partyjnych przepychanek nie wolno nam zablokować pieniędzy dla całej Europy!
Bowiem to nie biedny Hiszpan, Włoch czy Grek winien, że pan Zbyszek jest zerem.
Konstytucja jest święta.
Dopóki nie przegłosuje się kolejnej.
Pod tym względem dziesięcioro przykazań wygląda więc trochę poważniej.
Przynajmniej, nim każda konfesja zacznie je interpretować na własną modłę...
Do umysłu antyszczepionkowego przemówi tylko argument spisku.
Większego spisku. Spisku wielopłaszczyznowego.
Rząd Światowy rozsiewa pogłoski o szkodliwości szczepień, bo obywatelem mentalnie splątanym po wirusie łatwiej manipulować.
Koncernom farmaceutycznym zależy, żebyśmy jak najdłużej chorowali, bo pacjent przewlekły jest wart więcej niż podwójna nawet dawka szczepionki.
Wreszcie Gates, Bill Gates, dążąc do depopulacji, potrzebuje byśmy chorowali. Bardziej chorują zaś niezaszczepieni.
Podsumowując: powyższe trzy siły diaboliczne - oraz pomniejsi zwyczajowi podejrzani - perfidnie wykorzystują sceptyków spod znaku pewnej pani Justyny, by zniechęcać do jedynego rozwiązania, które może powstrzymać ich zapędy i uratować poczciwą ludzkość.
Walka trwa.
Spieszno naszej człowieczej wspólnocie do tzw. normalności, wyznaczanej przez codzienne pożeranie świata - rozwydrzone i rozpasane.
Żeby wreszcie światło na końcu tunelu mogło okazać się nadjeżdżającym z przeciwka pociągiem.