To nie żaden sabat aborterek.
Ludzie - zupełnie jak prezesi - potrzebują zapomnieć na chwilę o wirusach, więc chętnie zajmą się igrzyskami.
Działanie, nawet pozorne, jest najlepszym antidotum na strach.
To nie żaden sabat aborterek.
Ludzie - zupełnie jak prezesi - potrzebują zapomnieć na chwilę o wirusach, więc chętnie zajmą się igrzyskami.
Działanie, nawet pozorne, jest najlepszym antidotum na strach.
Kiedy Babilon wreszcie upadnie, zatęsknimy za nim prędko.
Zastąpi go bowiem nie żadna Utopia, a najczystszy chaos.
Czerwony piorunek kojarzy się każdemu wedle upodobań.
A to tylko poszarpany siusiak. Wszak feministka o niczym innym nigdy nie myśli.
Od tego całego zamieszania pogrążona w depresji ludzkość zaraz w ogóle przestanie interesować się prokreacją.
Co rozwiąże zarazem problem obecny, jak i większość pozostałych.
Przemoc nie jest rozwiązaniem.
Jednak dziwnym trafem to silniejszy zawsze stawia na swoim.
Okazało się, że oprócz Polaków skrwawione ojczyste ziemie zamieszkują również kobiety.
Okoliczność zaskakująca i na dłuższą metę chyba niepożądana.
Na szczęście rząd zachowuje czujność i podejmuje stosowne działania.
Mąż niezłomny postanowił zarazić się wirusem, by odwrócić uwagę od obscenicznych i gorszących występów ulicznic oby płci.
Można powiedzieć, że nie bacząc na własne życie, wziął na siebie nasze grzechy.
Jakże pięknie będzie prezentowało się jego pulchne oblicze w ikonografii przyszłej religii narodowej!
Maleńki Prezes przyjął pozycję embrionalną i liczy, że przeczeka, oddając się pod opiekę św. Kai, matki wszystkich Polaków.
Tymczasem wszyscy nie-Polacy po złości blokują przejazd tramwajom.
Nigdy jeszcze różnica moralna między zwaśnionymi stronami nie była aż tak ewidentna.
Oświecona wszechstronnie pani filozof na łamach wysokonakładowej prasy rekomenduje wprowadzenie zakazu reklamy.
Tymczasem pierwszym i jedynym antidotum na Planety pożeranie byłby dopiero zakaz rozrodu.
Niestety, oczywistość tego rozwiązania pozostaje poza horyzontem wyobraźni myślicieli o rzekomo otwartych umysłach.
Ustawy były tak ważne, że miały nawet same się przegłosować.
Nie podołały.
A że Prezes Polski nie ceni słabości i niesubordynacji, muszą się teraz liczyć z poważnymi retorsjami.
Jest jeszcze wiele sposobów na zwiększenie chaosu i niepewności. Lecz nie możemy oczekiwać od naszej władzy, że w swej wszechogarniającej indolencji na czas zidentyfikuje wszystkie z nich.
Dlatego podpowiadamy: lekarzy do szkół, a nauczycieli - dla ożywczej odmiany - na odcinek szpitalny.
Kolarze w tym roku pedałują jakby nieco szybciej.
Próbując zdążyć do mety nie tylko przed rywalem, ale i przed wirusem.
Adwokat, z definicji obracający się w kręgu oskarżonych, sam musi budzić pewne podejrzenia.
Zwłaszcza w panu Zbyszku płochego serca oraz w panu Neo-Kiszczaku, który wrodzoną skłonność do paranoi miesza chętnie w koktajlu z innymi słabościami.
Zamiast zamykać puste szkoły, należało by zamknąć je z uczniami w środku.
Niech się młodzież pozaraża, bezobjawowo wirusa przechoruje i uodporni. Przy okazji przeżywając przygodę życia: miesiąc kompletnego spuszczenia ze smyczy.
Wyjdą zdrowi i pełni entuzjazmu. Akurat na tyle, żeby nas wszystkich sprawnie pochować.
Że za wirusem stoją masoni (a może i gorzej!), potwierdzi każdy proboszcz, któremu parafia bankrutuje wskutek pustej tacy.
Wychowanym na duńskich klockach wydaje się, że zawsze i wszędzie wszystko do wszystkiego pasować będzie.
Pani od pisania książek wyglądała w telewizorze jakby jednak trochę panience od przebijania piłek zazdrościła.
Nie większych milionów z nagrody, bynajmniej. Może nawet nie samej młodości.
Chyba po prostu roboty, która ma sens - nomen omen - czytelny.
Nie lekceważmy ulicznych ekscentryków głoszących, że ziemia jest płaska, a wirus nie istnieje.
Wszak sekta, która od dwóch tysięcy lat trzęsie Kontynentem i Światem, ufundowana została na unieważnieniu instytucji samej śmierci.
Nauka tymczasem rzeszy równie gorliwych wyznawców nigdy się nie dorobiła.
Niepokój na krajowej scenie politycznej narasta: czy po zdobytych punktach, gemach, setach ubrana na biało nastoletnia tenisistka pięść zaciska za, czy raczej przeciw?
Chłopi nawieźli parlamentarzystom gnojówki, więc rząd zaraz zaordynował zasłonięcie nosa.
Profilaktycznie wszystkim Polakom. Wszak każdy nosi poselską buławę w plecaku.
Nic dziwnego, że posłowie najczystszej rasy polskiej nie chcą zasłaniać swoich twarzy.
Niosąc tym samym pocieszenie nam, maluczkim - piękno i mądrość zaklęte w tych wzorcowych wręcz rysach przetrwają każdą zarazę.
Zasadniczo w swej masie ludność miast i wsi zachowuje się tak, jakby dzień w dzień parała się czymś ważnym.
Sprawami, które istotnie wykraczają poza samo umieranie.
Jako suprematysta popił wirusa wybielaczem, by na drugi dzień obudzić się zdrowym i białym.
A dokładniej rzecz biorąc - nadal pomarańczowym.
Instytucja niereglamentowanego rozrodu jest z punktu widzenia społeczeństwa wielce niebezpieczna: otumaniony atawistycznym instynktem rodzic deklaruje wszak, że dla dobra własnego dziecka uczyni wszystko i nie zawaha się przed niczym.
Tym samym egoizm znajduje rzekomo szczytne usprawiedliwienie. Bo czyż w imię szczęścia niewinnego dzieciaczka nie warto pobić i okraść sąsiada?
Było nie robić tylu tych testów.
Ludzie i tak by sobie umierali - bo taki już ich urok - ale przynajmniej w jednej, chyba już ostatniej dziedzinie nadal pozostawalibyśmy dla tonącej Europy zieloną wyspą.
Ameryka w każdej dziedzinie potrzebuje przodować, dlatego też w wyborach głowy państwa przeciwko największemu głupkowi wystawia najsędziwszą mumię.
Problem w tym, że z dwojga złego głupota mniej elektorat dziś razi. Gdyż na obrazku, zwłaszcza ruchomym, uchwycić ją trudniej niż starość.