Dawniej aktora kiepskiego od przyzwoitego odróżniano z łatwością - po tym pierwszym widać było, jak bardzo się stara.
Niestety, współcześnie obowiązuje całkiem odmienny wzorzec gwiazdora. Zblazowanego do tego stopnia, że szczyci się warsztatem w pełni opartym na bylejakości. Chełpiącego się ekranowym "byciem sobą".
Co przy kompletnym braku charyzmy sprawia, że widz skazany zostaje na obcowanie z przezroczystą galaretą zajmującą jedynie miejsce powietrza.
Powietrza, którego oglądanie z pewnością byłoby ciekawsze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz