To koniec: akcja afirmatywna wkracza do sportu. Wedle nowych reguł punktacja za skok narciarski zależy już nie tylko od jego długości, ale także od siły wiatru. Tym samym próbuje się wyeliminować z rywalizacji jakże istotny dla jej przebiegu czynnik przypadku i szczęścia. Próbuje się, choć oczywiście żadne sztuczne przeliczniki nie są w stanie zapewnić pożądanego stopnia „uczciwości”.
Czemuż bowiem uwzględniać akurat wiatr, nie biorąc pod uwagę np. wzrostu? Mały Małysz dysponuje przecież mniejszą powierzchnią nośną niż wszystkie te pędzone na alpejskim mleku Austriaki. Idąc tym tropem należało by również przyznawać punkty za pochodzenie. Jamajscy skoczkowie powinni być rekompensowani za niedobór śnieżnych szczytów w ojczyźnie, a Niemieccy karani za holocaust.
Niebawem możliwa stanie się nawet bezpośrednia rywalizacja kobiet z mężczyznami. W dowolnej dyscyplinie, choćby i boksie. Zawiąże się takiemu Gołocie ręce z tyłu, dopuści ciosy poniżej pasa, a określenie „damski bokser” zaraz nabierze zupełnie nowego znaczenia.
Trzeba przy tym pamiętać jednak, że pozytywna dyskryminacja to nadal dyskryminacja. Jeśli miałaby się w sporcie faktycznie przyjąć, musimy liczyć, że wkrótce obejmie również futbol. Wtedy, w ramach wyrównywania szans, w meczu z Argentyną nasi wystawią pełną jedenastkę przeciwko samotnemu Messiemu.
Zwycięski remis wisi w powietrzu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz