Świat tak długo podniecał się wyjątkowością i odrębnością cywilizacyjną Rosji, że dziś oczekuje i wymaga od niej już tylko zachowań irracjonalnych.
Oto złodziej, który bez najmniejszych skrupułów, korzystając z powiązań polityczno-mafijnych, przywłaszczył sobie majątek liczony w miliardach dolarów, trafia przed oblicze sprawiedliwości i zostaje skazany. Zachód tymczasem, zamiast przyklasnąć modelowemu procesowi, zażądać dalszych aresztowań oraz pełnego oczyszczenia życia gospodarczego Rosji, załamuje ręce i biadoli coś o prawach człowieka.
Owszem, skazany oligarcha to ten najbardziej sympatyczny z całej bandy, łobuz-misio o spojrzeniu pandy. Ale na łagier z pewnością zasłużył.
Chyba, że całkiem słusznie uznamy proces wstępnej akumulacji kapitału za niejako wyjęty spod obowiązujących praw. Zupełnie jak na Dzikim Zachodzie – skoro nic nie należy do nikogo, wystarczy wziąć. A rację ma najsilniejszy.
Może właśnie zakłócenie tego odwiecznego rytuału tak bardzo oburzyło liderów wolnego świata. W końcu te parędziesiąt miliardów to detal. Za jedno dwa pokolenia Chodorkowscy wraz zresztą noworuskiej arystokracji ucywilizują się przecież: pokończą odpowiednie prywatne szkoły, poślubią właściwe partie oraz staną się ostoją dobroczynności i filantropii.
Szlachetny ród Kennedych też jakoś zaczynał...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz