Palacz, choć po kwadransie bez swego cuchnącego pana i władcy zaczyna trząść się i dusić, skręcać i nerwowo przebierać pożółkłymi paluchami, będzie dzielnie twierdził, że zamachem na jego wolność jest zakaz palenia w miejscach publicznych. Jaką znów wolność, panie i panowie?!
Sytuacja, gdy ofiara, z budzącym zdumienie i zażenowanie uporem, broni swego kata ma swoją nazwę: syndrom sztokholmski. A skoro mamy do czynienia z zaburzeniem psychicznym, litościwie powściągnijmy dalsze objawy triumfalizmu. Cieszmy się nowym, dla odmiany – mądrym, prawem po cichu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz