Miasteczko gdzieś na półdzikim Wschodzie. Były szeryf strzela z ziobra – najmocniej przepraszam: z biodra – szybciej niż myśli, co, zważywszy na bystrość jego intelektu, nie jest jakimś specjalnym osiągnięciem.
Ale przecież w gangu rewolwerowców, do którego przystał po utraceniu rządowej posady nie liczy się celność ani pomyślunek. W tym gangu jedyną cnotą jest język lepki lizusostwem i usta, co powtarzają w kółko: herszt jest tylko jeden.
I tegoż herszta właśnie przyjdzie byłemu szeryfowi zastrzelić w finałowym pojedynku... Takie już okrutne zasady konstrukcji scenariusza.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz