Piekło to wcale nie czterdzieści dziewięć tygodni kieratu w cuchnącym mieście gówna.
Piekło to deptak w kurorcie, spleśniały chleb do taśmowo wydawanych śniadań w ośrodku wczasowym, tłusta sąsiadka na leżaku, rozwydrzone młode pokolenie spuszczone ze smyczy, tłok w kolejce na Giewont, salmonella przybierająca postać loda włoskiego, stragan z porażającą zmysły tandetą, hałaśliwe atrakcje dla milusińskich, samochody-dyskoteki, ujadające psy i ujadające dzieci – własne oraz cudze; dużo dzieci. A wszystko to stłoczone, spocone, ocierające się i gapiące, zatopione w bezbrzeżnym letnim stuporze.
Na końcu tunelu zaś tylko jedno światełko – nad kasą, studzienną, bez dna.
Tak, piekło to dopiero wakacje.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz