wtorek, 31 sierpnia 2010

Lechistan

Tylko jeden człowiek może powiedzieć o sobie: Polska to ja. Na szczęście i niestety jest nim Lechu.

Chwała bohaterom!

poniedziałek, 30 sierpnia 2010

Bohaterowie są zmęczeni

Łatwo świętuje się Grunwald, łatwo fetuje ostygłych bohaterów. Powstanie Warszawskie także dochrapało się hucznych rocznicowych obchodów dopiero, kiedy emocje zdążyły już mocno opaść. Wszak pomniki nie mieszają się w bieżącą politykę – Jagiełło leży sobie spokojnie w krypcie, nieprzejmując się zbytnio nawet nowym kolegą zza ściany...

Gorzej z bohaterami, którzy nie zdążyli wielkodusznie umrzeć albo choćby się zestarzeć. Łatwiej było im wtedy wspólnie stawać przeciw, niż teraz jednomyślnie opowiadać się za. Do tego dochodzą zawiedzione nadzieje, niespełnione ambicje, frustracja i poczucie, że młodość została tam – trzydzieści lat temu...

Dlatego Sierpień trzeba dziś świętować wbrew jego zwycięzcom. Jeśli więc krwawą klęskę Powstania czcimy minutą ciszy, triumfowi Solidarności winni jutro jesteśmy przynajmniej kwadrans oklasków.

niedziela, 29 sierpnia 2010

Zasada ograniczonego zaufania

Człowiek samodzielny, samorządny, wolny może w każdej wstać, pójść i nie wrócić. Z takich trybików nie zbuduje się korporacyjnej machiny, która musi być przecież oparta na przewidywalności graniczącej z pewnością.

Dlatego pracownika należy najpierw złamać, a najlepiej również zeszmacić, zmuszając do łamania innych.

Oczywiście zamiast tego można by mu po prostu zaufać. Rozwiązanie takie jest jednak nie tylko najdroższe, ale i sprzeczne ze zdrowym rozsądkiem. A przecież oszczędność oraz rozsądek to fundamenty naszej cywilizacji.

sobota, 28 sierpnia 2010

Dolata, Kacper Dolata

Pisarz, który spotyka na mieście swojego bohatera – zwłaszcza jednego z tych głównych, powinien jak najszybciej przejść na drugą stronę ulicy.

piątek, 27 sierpnia 2010

Zaborca pilnie poszukiwany

Premier Tusk z panem Komorowskim mają spory kłopot. Chętnie by już tę Polskę komuś sprzedali za garść rubli transferowych, czy innych reichsmarek, tylko kupca brak. Bo i kto chciałby dzień po dniu kopać się z oszalałym koniem?

Skoro zaś tradycyjni zaborcy zdążyli się na Polakach sparzyć, możemy liczyć jedynie na wojowniczych Czechów.

czwartek, 26 sierpnia 2010

As w potrzasku

Najbardziej inspirująca historia roku. Góry, pustynia, kopalnia złota. I trzydziestu trzech facetów uwięzionych siedemset metrów pod ziemią.

Najpierw dwa tygodnie niepewności, potem euforia – żyją. Na miejscu wyrasta wesołe miasteczko: ekipy ratunkowe, media, rodziny, wczasowicze w kamperach oraz mała gastronomia, żeby całą tę menażerię wykarmić.

Tymczasem na dole klaustrofobia nie do wyobrażenia. Ciemno, zimno, mokro. Trzydziestu trzech facetów. Strach, fekalia i smród. Testosteron i obłęd. Ciasnym odwiertem docierają z góry transporty wody, pożywienia i nadziei. A wraz z nimi wyrok – cztery miesiące. Wytrzymajcie, nie zbzikujcie, nie chorujcie. Nie pozabijajcie się.

Do groty nieśmiało zagląda kamera spuszczona na półkilometrowym kabelku. Żeby rodziny mogły podejrzeć swych synów/mężów/ojców. Ale skoro rodziny, to czemu nie sąsiedzi; skoro odpowiednie służby, czemu nie całe Chile? Czemu nie transmitować wydarzenia na obie Ameryki i Europę? Świat cały? Wyobraźcie sobie tylko dynamikę tej grupy, trzydziestu trzech zdesperowanych górników! Zaiste Big Brother wszech czasów.

Najbardziej inspirująca historia roku. Szkoda tylko, że film powstał już sześćdziesiąt lat temu. Życiowa rola Kirka Douglasa. Za kamerą – uwaga, polski akcent! – urodzony w Suchej Beskidzkiej, niezrównany Billy Wilder. Oto jak rzeczywistość naśladuje sztukę...

środa, 25 sierpnia 2010

Szybkość słowa

Wolność – w szczególności wolność słowa – jest przereklamowana. Skoro zaś cenzura ledwo zipie, dobrze, że za sprawę biorą się przynajmniej sądy. Lepiej wystawiać rachunek z dołu, niż nie żądać go wcale.

Weźmy taką panią Robaczewską, tę Co Da. Wyświęcona przez telewizor oraz prasę kolorową na autorytet, pani owa zapragnęła pogłębić swój przekaz i zająć się już nie tylko różem, ale i religią.

Sama niepokalana myślą, postanowiła powtórzyć na wysokonakładowych łamach to, co do głowy kładzie jej narzeczony, niejaki Nogal. Wyszło jakoś tak bez sensu: ot, mętna pseudofilozofia przepuszczona przez sito, którego nie uszczelni i kubeł silikonu.

Popsatanistyczne popłuczyny nie są oczywiście groźne. Są tylko głupie. Ale właśnie za głupotę powinno się karać w pierwszej kolejności. Zanim się rozpleni.

Dlatego niech pani Co Da płaci teraz przynajmniej tyle, ile biedak, który śmiał niedawno nazwać ją blacharą. Może przy okazji zrozumie, że strzelać szybko, nie znaczy celnie.

wtorek, 24 sierpnia 2010

Doktor Hans

Doktor Hans jest kulawy i ma wiecznie skwaszoną minę, ale kochają go wszyscy Polacy, społeczeństwo hipochondryków. Rozumieją i doceniają nawet jego arogancję. Wiadomo, fachowiec, szczególnie taki – lekarz wszech specjalności, musi być nieznośnym bucem i tyranem. Każdy w końcu nieco by zgorzkniał, zmagając się na co dzień z tym cholernym enefzetem, dyrektorką biurokratką oraz wicepremierem, straszącym kamaszami i hasłem: „Pokaż lekarzu, co masz w garażu!”

Publika telewizyjna nie zaakceptuje tylko jednego – uśmiechniętego doktora Hansa. Tacy lekarze nie istnieją. Tymczasem biedak wcielający się w rolę, odkąd przestał być biedakiem, ma coraz większe problemy z udawaniem mizantropii...

poniedziałek, 23 sierpnia 2010

Protetyka matrymonialna

Niegdyś ząb trzonowy oraz żona były dane raz na zawsze. Dziś rozwój protetyki oferuje dodatkowe możliwości. Ale czego chcieć – życie stało się nieznośnie długie i nudne. Kto wytrzymałby z tym samym uzębieniem osiemdziesiąt lat?

niedziela, 22 sierpnia 2010

Nr 10 - reaktywacja

Świątobliwy Karzeł znów góruje nad Iberią.

Oto ostateczny dowód na to, że niektórzy - choćby nawet nikczemnego wzrostu - faktycznie zostali stworzeni na podobieństwo Najwyższego.

sobota, 21 sierpnia 2010

Plemię odkrywców

Jak to się dzieje, że ludzkość – teoretycznie pracując w pocie czoła nad perpetuum mobile – dzień po dniu przybliża się do rozwikłania zupełnie innej zagadki? Wynalazku perpetuum debile.

piątek, 20 sierpnia 2010

Dom nad rozlewiskiem

Ameryka najwspanialsza!

Nawet jeśli chyłkiem wycofuje się z Iraku – po wątpliwej moralnie wojnie, po skandalu Abu Ghraib, po dziesiątkach tysięcy trupów – i tak potrafi przekuć porażkę w sukces. Znad Zatoki przywozi sobie bowiem filmy takie jak „W dolinie Elah” czy „Hurt Locker”.

Podobnie z klęskami żywiołowymi. Huragan Katrina – niszczy pół wybrzeża i zatapia wielkie historyczne miasto, przy okazji obnażając skrajną indolencję władz – na koniec jednak daje światu niesamowity, ociekający prawdą serial: „Treme”.

W naszym kraju opowiadanie o ostatniej powodzi ociekałoby co najwyżej lukrem i sprowadzało się do sprawdzonego – nomen omen – lania wody. Na szczęście nie musimy się lękać: nasi kochani producenci już uznali temat za nieciekawy (Sandomierz to nie Nowy Orlean), poza tym tytuł też zajęty – „Dom nad rozlewiskiem” to przecież wehikuł dla rozlicznych talentów Joasi Brodzik...

czwartek, 19 sierpnia 2010

Strach

„Strach jest władcą ludzkości. Posiada największe dominia. Człowiek robi się od niego biały jak ściana. Strach rozłupuje każde oko na dwoje. Wyprodukowano więcej strachu niż jakiegokolwiek innego towaru na świecie. Jako siła kształtująca ustępuje miejsca tylko samej naturze.”
Saul Bellow

środa, 18 sierpnia 2010

Promocja

W odróżnieniu od mordobicia, podatki są skomplikowane, przykre, a do tego nudne.

Nic więc dziwnego, że telewizja i jej biedniejsza kuzynka – prasa zajmują się rzeczami, dającymi się sfotografować. Najbardziej fotogeniczny jest zaś wrzeszczący tłumek.

Nie codziennie można mieć nową powódź, tym cenniejsze staje się zbiegowisko, które z mętnych przyczyn za nic w świecie nie chce się rozejść. To pożywka dla komentatorów i analizatorów wręcz idealna. Można do woli przelewać z pustego w próżne, ręce załamywać i bić pianę.

Tymczasem z bicia piany powstaje... kupa. W sensie całkiem dosłownym. Kupa na ścianie.

Na kupie tej – i związanej z nią darmowej promocji – korzysta chyba tylko niniejszy blog. Zaiste trudno o bardziej profetyczny tytuł: miasto gówna!

wtorek, 17 sierpnia 2010

Nałóg

Czarny to dzień, kiedy człowiek – pan stworzenia – staje się niewolnikiem tego, co jeszcze wczoraj było tylko niewinną przyjemnością.

poniedziałek, 16 sierpnia 2010

Ostępy postępu

O ile postęp w dziedzinie nauk ścisłych jest nieustanny i wręcz zatrważający (koło – elektryczność – inżynieria genetyczna), o tyle tzw. nauki humanistyczne drepczą w miejscu, zbyt często przelewając z pustego w próżne.

Człowiek nie jest ani odrobinę lepszy czy mądrzejszy niż u zarania swych dziejów. Nadal to tylko nieco przypudrowany barbarzyńca skłonny do przemocy i gwałtu, bydlę zdolne do niewyobrażalnego w świecie zwierząt okrucieństwa.

Niestety, dzięki rozwojowi technologii, owo bydle dysponuje wciąż wydajniejszymi narzędziami niewolenia i mordowania współbraci.

Produkować ludzi, to jak produkować coraz szybsze samochody, montując w nich te same marne hamulce, co tysiąc generacji temu.

Zaleca się więc ostrożnie stąpać w ostęp postępu...

niedziela, 15 sierpnia 2010

Zima

Niech widok za oknem nas nie zmyli: najpierw znikają truskawki, potem czereśnie, na koniec - śliwki. Dalej nie ma już nic. Zima.

sobota, 14 sierpnia 2010

Miliard sztuk cudownego unikatu

Problem w tym, że, celebrując unikatową złożoność własnego charakteru, od innych oczekujemy jednoznacznej prostoty i przewidywalności.

piątek, 13 sierpnia 2010

Endloesung

Powstanie, wojna, holokaust – po co uczyć, po co pamiętać o tych okropieństwach. Przecież życie potrafi być takie... znośne.

Przestroga to żadna – ludzie i tak znowu zgotują ludziom ten los. Nie warto więc igrać z ich niezdrową wyobraźnią, rozbudzać morderczych żądz, wyposażać w gotowe recepty.

Być może dzięki większej wstrzemięźliwości w rozpamiętywaniu dawnych zbrodni przyszłe ostateczne rozwiązanie kwestii przeludnienia okaże się dużo bardziej humanitarne.

czwartek, 12 sierpnia 2010

Sława

Piosenkarz, aktor. Albo lepiej – śpiewający aktor. Jakaż mroczna siła pcha go przed kamerę, co napędza go na scenie?

Zaczyna niewinnie, od talentu. Już kumple śmieją się ze wszystkich jego dowcipów, a dziewczyny z niższego roku chętnie dadzą sobie przeczytać któryś z pokątnie pisanych przezeń wierszy.

Mało. Chce się podobać, chce być lubiany. Pragnie przeglądać się w pełnych uznania cudzych oczach. Lecz przecież nie potrzebuje być kochany przez tych, którzy już go kochają. Tylko przez następnych, przez kolejne. Przez wszystkich.

Wreszcie dzień ów nadchodzi – jego popularność nie zna już granic, wielbi go cały tele-naród. Brak już serc do podbicia i nagród do zdobycia.

Czy to kres drogi? Czy wolno mu już zacząć topić wciąż niewypełnioną pustkę w kieliszku? Otóż nie, na szczęście nie!

Powszechny aplauz powoli się tłumom nudzi, potem zaczyna budzić niechęć, a nawet nienawiść. Ludzie, a w szczególności Polacy, nie lubią zwycięzców. Nasz aktor śpiewający może odetchnąć z ulgą. Znów ma kogo do siebie przekonywać...

Sława – trud zaiste syzyfowy!

środa, 11 sierpnia 2010

Agent XXS

Wszędzie agenci. W wojsku, kościele, rządzie. W warzywniaku, na poczcie, w banku (dlatego konta nie warto zakładać). Komu donosi sklepowa? Dla kogo pracują fryzjer z krawcem? Przecież czupryna zmierzwiona, sylwetka wciąż daleka od ideału... Tylko matka poza podejrzeniem. Brat już niekoniecznie.

Tymczasem wrogiemu imperium zależy na dwóch rzeczach: na bałaganie, czyli osłabieniu Polski, oraz na tym, żeby nikt z sojuszników nie traktował jej poważnie. Z tej perspektywy najcenniejszy agent to taki, który bezustannie judzi i jątrzy, wywlekając na wierzch najgorsze narodowe przywary.

Jest taki jeden brzydki knypek, który niczym innym od dwudziestu lat się nie zajmuje. Największy zwolennik wojny na górze w roku 1990, chwile potem palący kukłę urzędującego prezydenta; fan nocy długich teczek oraz jej kapłana; ten, który umożliwił komunistom powrót do władzy już w roku 1993, później rozsadzając swą kłótliwością każdą prawicową partię czy koalicję; wreszcie pierwszy w świecie premier, zajmujący się głównie ciągłym torpedowaniem działań własnego rządu; obłąkaniec nawołujący dziś do nowej krucjaty...

Czy małego wielkiego inkwizytora stać będzie w ramach dochodzenia do prawdy na zdemaskowanie samego siebie?

wtorek, 10 sierpnia 2010

Zmrok

Władza - środowisko naturalne człowieka, który jest równie chętny do rządzenia, co do bycia rządzonym. Może do tego drugiego nawet bardziej.

Dziwi się więc pożarom, trzęsieniom, powodziom, obraża za wypadki i katastrofy, szukając wkoło winnych i odpowiedzialnych.

A przecież nie ludzka władza to sprawia, że na koniec dnia zapada zmrok.

poniedziałek, 9 sierpnia 2010

Business english

Angielskiego trzeba się uczyć. Korporacja ma wiele angielskich rzeczy: human resources, public relations, itd.

Być może kiedyś, wskutek przeróżnych mergers & acquisitions, dorobi się nawet czegoś na kształt human relations...

niedziela, 8 sierpnia 2010

Pałac Kultury

Krzyż, tablica, obelisk to mało. Postawmy przed pałacem... pałac. Pałac Kultury. Dla odróżnienia – Kultury Osobistej.

W końcu nasz poległy mały bohater był kulturalny jak rzadko kto. Potrafił po szarmancku wyrwać kobiecie rękę z barku, by tylko złożyć na niej pocałunek; stosował najelegantszą tytulaturę, o czym najlepiej pamięta spieprzający dziad i małpa w czerwonym; sympatycznie naśmiewał się z premiera mówiącego obcymi językami; nawet groźby stosował subtelne, przykładowo: „pani jest na mojej krótkiej liście...”

W czasach zdziczenia obyczajów potrzeba nam takich wzorców.

Poza tym w Pałacu Kultury Osobistej zmieści się i krzyż, i jego tzw. obrońcy. Na ulicy zaś zapanuje wreszcie spokój.

sobota, 7 sierpnia 2010

Pali się?

Albo Ruskim ich aparatura do produkcji sztucznej mgły wymknęła się spod kontroli, albo szykują jakiś grubszy zamach. Miejmy nadzieję, że nasz prezes Jarosław – bezkrytyczny przecież miłośnik Moskwy i braci Moskali – nie da się zwabić w pułapkę!

piątek, 6 sierpnia 2010

Kibol boży

Traktem Królewskim, czyli salonem stolicy, zawładnęła grupa kiboli mizernej drużyny - tej samej, która nie łapie się nawet do Ligi Wicemistrzów.

Ich sukces stanowi niejako instruktaż dla zwolenników innych, poważniejszych klubów: wystarczy zabrać ze sobą krzyż, by znaleźć się poza jakąkolwiek jurysdykcją.

Niebawem ruszają rozgrywki tzw. ekstraklasy, wkrótce derby Warszawy. Szalikowcy Polonii okopią się pod swoimi czarnymi flagami gdzieś w okolicach Miodowej, ultrasi Legii utworzą barykady pewnie w Alejach Ujazdowskich. Wojna pozycyjna może trwać całymi latami. Święta wojna – bo pod krzyżem.

Policja zaś powinna zająć się donoszeniem ciepłych posiłków...

czwartek, 5 sierpnia 2010

Panie mój, czemu?

Dziś niedogodność swych narodzin po raz trzydziesty i trzeci wspomina wielki schizodernista, współtwórca i wyznawca doktryny Wszystko Na Nic, konsul honorowy Miasta Gówna, nasz niepowtarzalny Dandys Erudyta.

Na cześć czcigodnego jubilata zacytujmy w tym miejscu dzieło jego równie wybitnego praprzodka:

„Wiedziony rozpaczą najczarniejszą padł na kolana pośród pustkowia. Okrutny grymas przebiegł mu twarz, podczas gdy łzy, olbrzymie niczym winne grona, zrosiły jego lica. Ostatkiem sił wzniósł umęczone, krwawiące dłonie ku niebu i wzrok błędny wbijając wprost w palące słońce, wyszeptał spękanymi od żaru pustyni wargami: 'Och, dlaczego? O, Panie mój, czemu?' 'W imię zasad, skurwysynu!' - zagrzmiał głos z góry, potężniejszy niż ryk tysiąca trąb.”
Konstancjusz Ignacy Babolub Garlitzky, „Dzieła nieznane”

środa, 4 sierpnia 2010

Karkonosze

Wleźć na górę tylko po to, by zejść na dół. Smętna metafora losu jeszcze smętniejszego.

wtorek, 3 sierpnia 2010

Chleba, igrzysk i fajek!

Góra, las, szlak, a na szlaku turysta i jego kolega, papieros.

Koncerny tytoniowe wykurzone z cywilizacji budują nowe przyczółki w Afryce i Azji, ale nałóg trzeciego świata i u nas ma się lepiej niż dobrze. Być może opowieści o drugiej Japonii/Irlandii były nieco przesadzone. A może idąc tą właśnie drogą, wyznaczymy nowy trend?

Tytoń – darmowy! – pod warunkiem, że palacz dożywotnio zrezygnuje z leczenia związanych z paleniem chorób. Niech pali, wymiera, jednocześnie odciążając służbę zdrowia i system emerytalny. Dodatkowo w dłuższej perspektywie rozwiązanie to pozwoli nie tylko rozbroić bombę demograficzną, ale i zdecydowanie usprawnić strukturę społeczną.

Ustawodawco, cygara w popielnice i do dzieła!

poniedziałek, 2 sierpnia 2010

Piekło

Piekło to wcale nie czterdzieści dziewięć tygodni kieratu w cuchnącym mieście gówna.

Piekło to deptak w kurorcie, spleśniały chleb do taśmowo wydawanych śniadań w ośrodku wczasowym, tłusta sąsiadka na leżaku, rozwydrzone młode pokolenie spuszczone ze smyczy, tłok w kolejce na Giewont, salmonella przybierająca postać loda włoskiego, stragan z porażającą zmysły tandetą, hałaśliwe atrakcje dla milusińskich, samochody-dyskoteki, ujadające psy i ujadające dzieci – własne oraz cudze; dużo dzieci. A wszystko to stłoczone, spocone, ocierające się i gapiące, zatopione w bezbrzeżnym letnim stuporze.

Na końcu tunelu zaś tylko jedno światełko – nad kasą, studzienną, bez dna.

Tak, piekło to dopiero wakacje.

niedziela, 1 sierpnia 2010

Szklanka

To że szklanka jest do połowy pełna, da się za każdym razem bez większego trudu udowodnić.

Weźmy takie Powstanie. Rzeź ćwierci miliona osób, w zdecydowanej większości nieuzbrojonych cywilów – kobiet, dzieci i starców.

Sensowność wywołania podobnej hekatomby nie powinna budzić wątpliwości, a postawa samych powstańców godna jest naśladowania. Oto doprowadzając do anihilacji miasta i jego ludności, bohaterowie zwolnili po prostu miejsce następcom, by ci mogli stolicę nie tylko po swojemu umeblować (Pałac Kultury!), ale i sprowadzić tu rodzinę dalszą i bliższą, nienarażając się przy tym na konflikt z autochtonami o tzw. przestrzeń życiową.

Trzeba wiedzieć kiedy (szybko) i w jakim stylu (dużą grupą) zejść ze sceny dziejów! W dobie przeludnienia to poświęcenie zaiste chwalebne.