piątek, 4 czerwca 2010

Nie dali nam tego zepsuć, łajdaki!

Wielkie święto, być może największe. Dwadzieścia jeden lat rozkwitu. Prawdziwa złota epoka.

Nie czas jednak na próżną radość. Jesteśmy tu przecież, żeby znaleźć dziurę w całym.

Na szczęście jedna rzecz w wolnym kraju kompletnie się nie udała: piłka nożna. Polska piłka leży zupełnie skopana i cieszą ją nawet sukcesy na miarę bezbramkowego remisu z Serbią czy Finlandią.

Mamy więc klęskę. Lecz znów – satysfakcja z tego powodu nie może być pełna. Nie my bowiem ponosimy pełną odpowiedzialność. Owszem, leśne dziadki, skorumpowani sędziowie, leniwi piłkarze i tak zwana rodzima myśl szkoleniowa to nasze osiągnięcia. Wszystko to jednak mało. Gdyby nie wkład międzynarodowych organizacji, murem stojących za polską federacją, nie było by tej pięknej katastrofy. Dziadki dawno zostałyby rozpędzone, sędziowie poszliby siedzieć, a piłkarze pobiegliby, zamiast truchtać. A tak...

Pezetpeen – zupełnie jak pezetpeer, która miała swoich towarzyszy radzieckich – może zawsze liczyć na UEFA, spieszącą z bratnią pomocą. Różnica polega na tym, że w futbolu nie zanosi się ani na pierestrojkę, ani na żadne czerwcowe wybory.

Engel nie skończy jak Engels, Piechniczek konserwuje się lepiej niż mumia Lenina. Dzięki nim nawet za kolejne dwadzieścia jeden lat będzie na co ponarzekać: Polska nigdy nie zostanie mistrzem świata.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz