Kandydat Ropuch nareszcie dorobił się własnej szarej sieci, układu, stolika brydżowego: popiera go wuj Tadeusz, reżimowa telewizja, cała góralszczyzna oraz holenderski (ergo – zdegenerowany przez relatywizm) producent piwa.
Ów ostatni sojusznik służy sprawie zwycięstwa kandydata Ropucha w sposób wyjątkowo perfidny: niemalże siłą odciąga elektorat rywala od urn, akurat w dniu wyborów organizując festiwal muzyki szatana pod okultystyczną nazwą Open'er.
Wiadomo, odurzony dopalaczem i narkotykiem wyborca Polski liberalnej stanie jak zwykle tam gdzie stało ZOMO – pod sceną. I głosu nie odda.
Pojawia się jednak niewygodne pytanie: co, jeśli te sto tysięcy głosów okaże się przysłowiowym języczkiem u wagi? Jakie koncesje na rzecz zboczonych Holendrów poczyni wtedy prezydent Ropuch? I czy nie będzie przypadkiem zmuszony wstąpić w jednopłciowy związek małżeński?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz