środa, 30 czerwca 2010

Ślepa uliczka ewolucji

Broda, atrybut filozofów, memento, stempel ludzkiej natury.

Wszak jesteśmy tylko małpami z owłosionym pyskiem.

wtorek, 29 czerwca 2010

Zdjęcie

Pragnienie, by pochwycić i posiąść.

Zamknąć doskonałą chwilę w gablocie, niech trwa niezmieniona.

Oto marzenie, tantalowa męka śmiertelnego.

poniedziałek, 28 czerwca 2010

Wygnanie

Pan prezes Ropuch za nic ma sondy i sądy.

Owszem, jedne i drugie bywają omylne jak arbiter na mundialu, ale prezes odrzuca ich werdykty z przyczyn bardziej zasadniczych. Otóż nie należą one do autonomicznego i samowystarczalnego systemu instytucji, który powołał do życia.

System ów to twierdza własnych przekonań i uprzedzeń prezesa Ropucha. Twierdza, gdzie on sam jest jedynym prawem i prawa wykładnią. Wszystko zaś, co obce, co pochodzi z zewnątrz jest niewłaściwe i nieprawe.

Nie może więc dziwić nieufność z jaką wyznawcy Ropucha odnoszą się do ankieterów, ani tym bardziej pogarda jego ukochanego bulteriera w czarnym BMW dla prawomocnych wyroków sądu. Wszak żyją oni w innym państwie i mogą być posłuszni tylko jego regułom.

Na szczęście prezes obiecał im niedawno powrót do Polski. Wraz z nimi z wygnania ma przybyć również prawdziwe prawo i sprawiedliwość.

niedziela, 27 czerwca 2010

Kto komu?

Kto komu bardziej potrzebny?

Bóg człowiekowi? Przecież Staruszek swoje już zrobił – tchnął życie w pył kosmiczny, by pył ów stał się tym, czym jest dzisiaj – workiem mięsa, gówna i marzeń.

Chyba więc raczej człowiek Bogu. Nie ma wszak gwarancji, że wraz z ostatnim wierzącym nie zniknie sam obiekt wiary. Zresztą kierownik bez pracowników wygląda co najmniej niepoważnie... a i satysfakcja z takiej władzy jakby mniejsza.

sobota, 26 czerwca 2010

Kontr-układ

Kandydat Ropuch nareszcie dorobił się własnej szarej sieci, układu, stolika brydżowego: popiera go wuj Tadeusz, reżimowa telewizja, cała góralszczyzna oraz holenderski (ergo – zdegenerowany przez relatywizm) producent piwa.

Ów ostatni sojusznik służy sprawie zwycięstwa kandydata Ropucha w sposób wyjątkowo perfidny: niemalże siłą odciąga elektorat rywala od urn, akurat w dniu wyborów organizując festiwal muzyki szatana pod okultystyczną nazwą Open'er.

Wiadomo, odurzony dopalaczem i narkotykiem wyborca Polski liberalnej stanie jak zwykle tam gdzie stało ZOMO – pod sceną. I głosu nie odda.

Pojawia się jednak niewygodne pytanie: co, jeśli te sto tysięcy głosów okaże się przysłowiowym języczkiem u wagi? Jakie koncesje na rzecz zboczonych Holendrów poczyni wtedy prezydent Ropuch? I czy nie będzie przypadkiem zmuszony wstąpić w jednopłciowy związek małżeński?

piątek, 25 czerwca 2010

Szklana pułapka

Pępek świata czy tylko prowincja? Odpowiedzi jak zawsze szuka Telewizja Vażna Niezmiernie w swym flagowym programie informacyjnym pt. Fikcje.

Materiał pierwszy: dwóch bardzo spiętych panów w wieku tuż przedemerytalnym gorączkuje się nad Polską.

Materiał drugi: nieco mniej spięty pan w podobnym wieku popija czystą i zagryza chlebem. Facet z twarzy przypomina pewnego lekko przebrzmiałego gwiazdora zza granicy. Tego o ironicznym uśmieszku...

Zresztą z dalszej części relacji wynika, że to faktycznie On! Wpadł do kraju ziemniaka, ot tak, napić się wódki. Bulwersujący w tej wiadomości jest dopiero kontekst – jemu za to picie płacą.

Rada dla panów z pierwszego materiału: miliony rodaków też by tak chciały. Uwaga do autorów materiału drugiego: w ich szklanym okienku pływa więcej przezroczystej trucizny niż w dowolnie dużym kieliszku. Należy dozować ją bardzo oszczędnie.

czwartek, 24 czerwca 2010

Atlantyda

W życiu najbardziej dojmująca jest jego niekonieczność.

Śmierć zaś – nawet najgłośniejsza – to tylko plusk ziarnka piasku wrzuconego w odmęt oceanu.

Gdyby dziś miasto gówna zapadło się pod ziemię, jutro na jego miejscu wyrośnie dziesięć kolejnych.

Takie to właśnie wszystko płoche, nawet jeśli momentami przyjemne.

środa, 23 czerwca 2010

Komarowski precz!

Prezydentka, zwana również Wielką Bufetową, postanowiła zafundować mieszkańcom Warszawy – za ich pieniądze zresztą – dezynsekcję wartą kilkaset tysięcy złotych. Eksterminacja komarów ma być dla warszawian nagrodą za gremialne poparcie udzielone w pierwszej turze wyborów koledze partyjnemu Wielkiej Bufetowej – Wielkiemu Taksówkarzowi.

Jak widać, kobiety rządzą o wiele mądrzej niż mężczyźni – używają marchewki miast kija. Postuluje się więc ów przejaw kampanii pozytywnej wynagrodzić pełnym parytetem!

I nic to, że defetystycznie usposobione kręgi entomologów lansują tezę o kompletnej nieskuteczności podjętej przez prezydentkę komarobójczej kampanii...

wtorek, 22 czerwca 2010

Powrót herosa

Mały Batkobal wciąż zaprasza na swoją stronę. Link obok, hasło: powrót.

0-4 do przerwy

Bój to zaiste nierówny:

Jeden jest spadkobiercą, drugi spadkowiczem z politycznej ekstraklasy.
Jeden z dumą nosi swe blizny, drugi bliźniaka nigdy nawet nie miał.
Jeden jest kultowy, drugi co najwyżej kulturalny.
Jeden cieszy się bezkrytyczną miłością, drugi ledwie krytycznym poparciem.

Mimowolnym zwolennikom ciężko pokonać wyznawców. Czyżby więc wynik starcia był z góry przesądzony?

poniedziałek, 21 czerwca 2010

Faktor W

Statystyka jest jak martenowski piec – wymaga wsadu. Niestety, bywa że zamiast szlachetnej rudy do pieca trafia podły złom. Czasem ludzie ankieterom po prostu kłamią.

Kłamią w sprawie ilości spożywanego alkoholu, zaniżając ją przynajmniej o połowę. Kłamią również w sprawie poparcia dla niektórych kandydatów.

Dlatego wyniki sondażowe pana Ropucha - podobnie jak wcześniej jego brata - okazują się niedoszacowane.

Skąd ta nieuczciwość? Ano ze wstydu. Ludzie dobrze wiedzą, że czynią źle, więc starają się to przynajmniej tuszować. Oszukując spowiednika.

Niestety, natura zawsze okazuje się silniejsza od wyrzutów sumienia – na koniec dnia nasi krętacze strzelają kilka głębszych i idą oddać głos na niewłaściwą osobę.

niedziela, 20 czerwca 2010

Belgijska droga

Belgia, kraj mały, a i tak zdołał się podzielić.

Rozdział – choć jeszcze nie formalny – obejmuje wszystkie dziedziny życia: żłobki, kościoły, uczelnie, szpitale i cmentarze. Prasę, telewizję, teatr i radio.

Walon z Flamandem, jako Belg z Belgiem, ramię w ramię idą już tylko na mecz reprezentacji futbolowej. Ale i na meczu nie zaznają ukojenia – reprezentacja przegrywa wszystko, jak nieprzymierzając kadra Polski.

Powinniśmy zrobić wszystko, żeby po dzisiejszych wyborach ta analogia się nie pogłębiła. Na razie mówimy wspólnym językiem, ale jak długo jeszcze?

sobota, 19 czerwca 2010

Zmierzch

Cisza. Pustka. Nie ma nawet sensu inwestować w gazetę. Po co? Żeby dowiedzieć się o gangu wietnamskich hodowców konopi, czy o pogromach w Kirgistanie?

Cisza. Naród śpi snem niespokojnym. Słońca oba zaszły aż na dwie doby.

piątek, 18 czerwca 2010

Sto lat, sto lat!

Pan Ropuch, kandydat, ma dziś urodziny. W ramach prezentu stańmy więc w jego obronie. Szczególnie że padł ofiarą napaści perfidnej i dość obrzydliwej. Otóż panu Ropuchowi regularnie zarzuca się brak kijanek. Progenitury, potomstwa. Dzieci. Tymczasem – co wykażemy w sześciu prostych krokach – jest to jego oczywisty atut!

Po pierwsze: wytykanie komuś bezdzietności jest mało eleganckie.

Po drugie: zgodnie z doktryną liberalną każdy żyje, jak uważa.

Po trzecie: kto nie ma dzieci, w mniejszym stopniu ulega sentymentom i jest mniej podatny na naciski.

Po czwarte: mnich wolny od więzów tego świata może lepiej służyć sprawie, ojczyźnie.

Po piąte: świadoma rezygnacja z przedłużenia własnej linii genetycznej to w dobie przeludnienia gest prawdziwego altruizmu.

Po szóste wreszcie: Wojtyła nie musiał mieć pięciorga dzieci, żeby zostać papieżem.

A teraz, rodaku, idź, czyń swą powinność!

czwartek, 17 czerwca 2010

To nie jest kraj dla miłych ludzi

Nie uśmiechamy się w tramwaju, nie zagadujemy do kasjerek, w windzie odwracamy wzrok w stronę naszej jedynej przyjaciółki – ściany.

Liczy się bowiem nie życzliwość, a jedynie patriotyzm.

środa, 16 czerwca 2010

Żydzi

„Protokoły mędrców Syjonu” nie wspominają nigdzie o wypiekaniu macy również z działaczy humanitarnych. Żydowska przewrotność i podstęp!

Chociaż może, gdyby działacze – z inspektorem Wallanderem na czele – byli naprawdę humanitarni, pozwoliliby rozładować dary w którymś z izraelskich portów, a nie dążyli do konfrontacji za wszelką cenę.

Izrael tymczasem istnieje tylko dzięki wzmożonej czujności i nieufności; musi reagować ostro, odstraszać weekendowych obrońców „wolności”, terrorystów i służby specjalne wrogich sąsiadów. Musi bronić swych granic, odpowiadać siłą na siłę, a nawet mścić się na zamachowcach, tropiąc ich po całym świecie, jeśli zajdzie potrzeba. Zresztą gdyby Smoleńsk okazał się zamachem, my też posłalibyśmy w bój nasze komando...

Różnica polega na tym, że my mamy teorie spiskowe i hipotezy, a Izrael swoją wojenną codzienność. Jeśli nie da odporu, zostanie – jak to się obrazowo określa – zepchnięty do morza. Takie rozwiązanie postulowała ostatnio nawet mumia waszyngtońskiego żurnalizmu, amerykańska Olejnik. Zepchnięci Żydzi mieliby zaś udać się z powrotem do ojczyzny – Polski.

Zapraszamy! Jeden prominentny Izraelczyk niedawno już zresztą powrócił. Szkoda, że zgodnie z tradycją szmalcownictwa musimy go zaraz wydać Niemcom...

wtorek, 15 czerwca 2010

Czy to przypadek?

Niedziela wieczór, telewizja publiczna tak jak publiczny bywa dom. Panowie Jarosław i Bronisław debatują nad losem Najjaśniejszej Rzeczypospolitej.

Tymczasem w programie drugim tej samej telewizji znany folksdojcz, pan Mirosław rozstrzeliwuje niewinnych Australijczyków.

Co łączy Jarosława, Bronisława i Mirosława? Który kanał ogląda premier o swojsko brzmiącym imieniu Donald? Dlaczego Niemcy znów będą mistrzami świata? Niepokojące pytania bez odpowiedzi...

poniedziałek, 14 czerwca 2010

Trąby piekielne

Pierwszy wniosek z mundialu: szczęście, że Amerykanin polował na swojego niewolnika akurat w Afryce Zachodniej, skąd ów przyszły Robert Johnson mógł przywieźć ze sobą bluesa.

Historia alternatywna muzyki popularnej jest aż nazbyt przerażająca:

Pozbawiony słuchu Zulus z okolic Przylądka Dobrej Nadziei wziąłby na drogę jedynie tzw. wuwuzele – narzędzie tortur wytwarzające nieznośny jednostajny jazgot podobny bzyczeniu milionowego roju końskich much nad afrykańskim miastem gówna.

niedziela, 13 czerwca 2010

Cóżeś ty za pani?

Na wojnie giną żołnierze. Kto myśli o zwycięstwie, musi brać ten fakt pod uwagę.

Dlatego trzęsąc się i rozpaczając nad każdym poległym, dawno już w Afganistanie z radykalnym islamem przegraliśmy.

Cywilizacja która teoretycznie nie daje przyzwolenia na przemoc, która nie wyraża zgody na śmierć, jest słaba bezzębną starczą słabością. Kevlarowe hełmy i kamizelki kuloodporne to na polu walki żadna przewaga – to obciążenie. Staramy się za wszelką cenę przetrwać, niepamiętając już nawet po co. To wiedzą bowiem jedynie żarliwi, którzy mają dla czego żyć i dla kogo umierać.

Wygrywa strona bardziej zdeterminowana. Tymczasem nasi chłopcy jadą na wojnę najzwyczajniej w świecie zarobić. Motywacja niewystarczająca – w końcu żołnierz to nie górnik...

Choć może w czasach kryzysu i bezrobocia właśnie tak na to należy patrzeć? Górnicy także wciąż giną, może nawet częściej, a ręce do pracy – nawet pracy polegającej na zabijaniu – to w dobie przeludnienia wcale nie dobro rzadkie.

sobota, 12 czerwca 2010

100 dni, 1000 wejść

W każdym działaniu tkwi błąd.

Za każdą zmianą czai się klęska.

Raj

Trzydzieści stopni, żar z bezchmurnego nieba, a po południu Mistrzostwa Świata. Gdyby tak jeszcze tanie czereśnie rzucili...

piątek, 11 czerwca 2010

Wałł street

Chciwość – jeden z wielkich darów natury – jest dobra. Jak rzeka. Napędza rozwój, nadaje życiu treść i smak.

Jak każdy żywioł jednak, by człowiekowi służyć, wymaga ujarzmienia, ukierunkowania, uregulowania. Inaczej z dziką siłą siać będzie spustoszenie.

czwartek, 10 czerwca 2010

Bez lew

Dla niezorientowanych: bywają rozdania, które trzeba przegrać, a cenniejsze od asów są blotki. Jesteśmy świadkami takiej właśnie rozgrywki.

Kandydat o powierzchowności dobrotliwego taksówkarza najbardziej w świecie – jak ów taksówkarz zresztą – zdaje się nie lubić zamieszania. Na prezydencki odcinek frontu został oddelegowany, a wizja zwycięstwa jedynie go przygnębia. Nie po to całe życie się szarpał, żeby i teraz nie mieć chwili spokoju. Tryumf oznacza zaś rok nie-wetowania wspaniałych rządowych reform, co przynieść musi porażkę w wyborach parlamentarnych za rok i cztery lata użerania się z premierem Jarosławem...

Drugi kandydat, ten o fizjonomii którego powiedziano już zdecydowanie zbyt wiele, w przeciwieństwie do rywala – zamieszanie uwielbia. Dlatego widmo zwycięstwa musi spędzać mu sen z powiek. Co robić w pałacu, do którego pięć lat temu był zesłał brata swego bliźniaka? Huśtać się na żyrandolu, czy sięgać małą łapką do zbyt wysoko umieszczonej klamki? Dla dumnego prezesa to wprost uwłaczające! Szczególnie gdy tam, na zewnątrz, zawstydzony dokonanym prezydenckim wyborem naród odwraca się od macierzystej partii, po której harcują różne Ziobra. Premierem zaś wciąż niewłaściwy kaczor, Donald...

Tak, obaj kandydaci pragną honorowo przegrać. Pytanie tylko: którego z nich wyborcy zechcą nie-wybrać?

środa, 9 czerwca 2010

Parada nierówności

Brzydsze oblicze postępowców – pogarda dla tych, którzy myślą inaczej (czytaj: nie nadążają).

Są tacy, którzy prędzej okażą tolerancję wobec małżeństw pedofilskich niż szacunek dla własnej moherowej babci i jej obciachowych wartości.

wtorek, 8 czerwca 2010

Łupki, głupki!

Szkoda że dopiero w roku wulkanu i tornad, w przeddzień nadejścia trzeciej fali. Ale lepiej późno niż wcale: rodacy, siedzimy na bilionach!

Zamiast więc przy okazji powodzi próbować zrobić się w wała, niech panowie kandydaci zaproponują, jak zrobić z Polski drugą Arabię. Niech wybuchnie gorączka złota, popuśćmy gazy!

Sprawa jest oczywiście delikatna, trzeba zważać – jak to przy puszczaniu gazów – na dobrostan wrażliwych sąsiadów. W tym przypadku – przyjaciół Moskali. Gazprom nie będzie zadowolony, gdy jakiś tam Gazpol puści własne gazy własną rurą za zupełnie własne gazodolary...

Koniec świata blisko, Rosyjski gniew, mimo niedawnego braterstwa krwi – jeszcze bliżej, dlatego żeby zdążyć z naszego eldorado nieco skorzystać, potrzebny będzie solidny kooperant. Firma z tradycjami, zasobami i wolnymi mocami przerobowymi. Ktoś głodny i zdeterminowany jak my.

Nie zważajmy przy tym na żadne zaropiałe oceany, oblepione mazią pelikany, zaasfaltowane rajskie plaże. Wypadki chodzą po ludziach. Przy naszych łupkach firma będzie miała więcej szczęścia. O co, jak o co, ale o łupki i łupy kapitalista zadbać potrafi.

poniedziałek, 7 czerwca 2010

Niegęsi

Skoro już mamy swój język, piszmy "miasto gówna", a nie "shit city". Choć w "shit city" tyle powabu...

niedziela, 6 czerwca 2010

Mały powstaniec

Kandydat wzywający do powstania z kolan zdaje się zapominać - mimo swej skądinąd uporczywej pamięci historycznej - że akurat powstania rzadko się nam udawały.

sobota, 5 czerwca 2010

Polskie drogi

Lament nad zagubioną autostradą jest przesadzony. Nie dlatego, że autostrada istnieje, ale dlatego, że jest niepotrzebna.

Każda ekspedycja bowiem powinna być niebezpieczna i czasochłonna. Przedzieranie się przez zdziczałe gościńce, postoje w przydrożnych karczmach, zbójcy oraz wszechobecne oddziały rządowe nadużywające swej władzy – oto są elementy, dzięki którym podróż staje się owocna i pouczająca. Być może podróżnik wraca poturbowany, pozbawiony mienia lub zdrowia – czasem wręcz w drewnianej skrzynce – zawsze jednak wraca mądrzejszy.

Zza dźwiękochłonnych ekranów, przy wielkich prędkościach piękno rodzimego krajobrazu pozostaje nieuchwytne. Podobnie jak szczere serce rodaków. By docenić jedno i drugie potrzebujemy dróg krajowych co najwyżej drugiej kategorii.

W podróż ruszymy rzadziej, lecz za każdym razem przywieziemy z niej niezapomniane doświadczenia.

piątek, 4 czerwca 2010

Nie dali nam tego zepsuć, łajdaki!

Wielkie święto, być może największe. Dwadzieścia jeden lat rozkwitu. Prawdziwa złota epoka.

Nie czas jednak na próżną radość. Jesteśmy tu przecież, żeby znaleźć dziurę w całym.

Na szczęście jedna rzecz w wolnym kraju kompletnie się nie udała: piłka nożna. Polska piłka leży zupełnie skopana i cieszą ją nawet sukcesy na miarę bezbramkowego remisu z Serbią czy Finlandią.

Mamy więc klęskę. Lecz znów – satysfakcja z tego powodu nie może być pełna. Nie my bowiem ponosimy pełną odpowiedzialność. Owszem, leśne dziadki, skorumpowani sędziowie, leniwi piłkarze i tak zwana rodzima myśl szkoleniowa to nasze osiągnięcia. Wszystko to jednak mało. Gdyby nie wkład międzynarodowych organizacji, murem stojących za polską federacją, nie było by tej pięknej katastrofy. Dziadki dawno zostałyby rozpędzone, sędziowie poszliby siedzieć, a piłkarze pobiegliby, zamiast truchtać. A tak...

Pezetpeen – zupełnie jak pezetpeer, która miała swoich towarzyszy radzieckich – może zawsze liczyć na UEFA, spieszącą z bratnią pomocą. Różnica polega na tym, że w futbolu nie zanosi się ani na pierestrojkę, ani na żadne czerwcowe wybory.

Engel nie skończy jak Engels, Piechniczek konserwuje się lepiej niż mumia Lenina. Dzięki nim nawet za kolejne dwadzieścia jeden lat będzie na co ponarzekać: Polska nigdy nie zostanie mistrzem świata.

czwartek, 3 czerwca 2010

Boskie ciało, boski włos

Hej, łysi hipisi, strzyżcie pożyczki i zaczeski! Tnijcie rachityczne kucyki i przerzedzone grzywy! Odsłońcie zakola i tonsury, czyniąc ze swego wstydu i słabości siłę!

A potem zapuśćcie brody. Na twarzy człowiek tak łatwo nie linieje.

środa, 2 czerwca 2010

Muzyka sfer podniebnych

Istnieją ciekawsze nagrania. Lepszej jakości. Wiadomo, kto w którym momencie śpiewa.

Dobra wiadomość dla miłośnikow sensacji - niektóre z nich także dotyczą śmierci i przemijania.

Najważniejsze zaś, że można ich posłuchać, a nie tylko zapoznać się z transkrypcjami.

W życiu liczy się muzyka, cała reszta to strata czasu.

wtorek, 1 czerwca 2010

Strefa Skazy

Rok 2030. Polska jest lokalnym mocarstwem, budzącym w sąsiadach bliższych i dalszych zawiść.

Szybki rozwój ma też inną cenę – postępujące wykluczenie niewielkiej lecz agresywnej części społeczeństwa.

Rząd zmuszony jest wprowadzić blokadę kilku najbardziej zbuntowanych powiatów, będących siedliskiem integrystycznego terroryzmu zwanego ziobryzmem.

Getto zostaje odcięte od zaopatrzenia, a nawet prądu. O dziwo renegaci wcale nie zmieniają poglądów na postępowe. Po prostu rakiety, którymi ostrzeliwują bogate miasta, muszą odtąd przemycać z Kaliningradu tunelami.

Pewnego dnia Rosja wycofuje swe ciche poparcie dla separatystów, a podziemny szlak zostaje zlikwidowany.

W stronę Strefy Skazy rusza więc konwój statków z pomocą. Być może humanitarną... Sądząc jednak z zaangażowania w sprawę zawistnych sąsiadów, ekspedycja może mieć charakter mniej idealistyczny niż zakłada oburzona „światowa opinia publiczna”.

Czy Polska ma prawo zatrzymać okręty wpływające na jej wody terytorialne?