Irak, Afganistan, cynkowana trumna, chłopcy wracają do domu. Na naszym podwórku zadźgany zostaje policjant. Nie dajmy się zwieść – to ta sama wojna, wojna wściekłych z możnymi.
Tej wojny nikt nie wygra, ona się nie skończy. Wściekli zdziczeją, możni dokręcą śrubę. Terrorystów produkuje się ostrzeliwując cywilów z moździerzy, chuliganów – ostrzeliwując ich ostrą amunicją na juwenaliach. Getto, oblężona twierdza; kraj chaosu i bezprawia, dzielnica nędzy i zbrodni. Czarni dewastujący Los Angeles, płonące arabskie przedmieścia Paryża, włoscy kibice w stanie wojny z własnym państwem. Z własnym?
Obywatela getta spotyka ze strony władzy tylko przemoc i pogarda. Również tu i teraz. Mądre, zasępione głowy z wyżyn telewizyjnego ekranu tego nie widzą. A wystarczy włożyć dres, albo spodnie niskie w kroku, by z miejsca stać się czarnuchem bez żadnych praw, podczłowiekiem, którego można obszukać i zelżyć. Jeszcze nie znamy jego nazwiska, ale polski Rodney King na pewno już czeka w kolejce do bestialskiego pobicia. W końcu ktoś musi zapłacić za HWDP, za nóż, przystanek, śmierć.
Trwa wojna. Giną na niej wściekli, po cichu. Giną chłopcy posłani na front, o nich głośno. Możni giną dużo rzadziej, na szczęście. Bo możni to my.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz